Natemat(.pl) „Dnia wagarowicza”
W natemat.pl opowiadam o „Dniu wagarowicza”, o tym dlaczego PRL, skąd „żołnierz wyklęty” i kilka słów o inspiracjach do książki.
„Po tej lekturze długo nie będziecie mogli zasnąć!”. Taką rekomendację wystawił „Dniu wagarowicza”, Pańskiej najnowszej powieści, Graham Masterton. W swojej twórczości inspiruje się Pan właśnie horrorami tego popularnego pisarza?
Akurat w tym przypadku nie. Co nie znaczy, że nie lubię. Uwielbiam „Wyklętego” Mastertona, ale budując sobie w głowie mood, czyli klimat opowieści, po niego nie sięgałem. Bardziej po zapomnianą powieść Davida Morrella „Totem”. Ojciec Rambo ma na swoim koncie jeden horror i to taki rasowy, w którym coś bardzo złego dzieje się w małym amerykańskim miasteczku. Drugą powieścią, która na pewno pomogła mi w pracy, była „Północ” Koontza. Zresztą, co zabawne, kiedyś bardzo nie lubiłem tego autora, a teraz nagle gust mi się zmienił i przeczytałem ciągiem prawie wszystko. „Północ” jest szczególna, bo to opowieść o kolejnym sennym, odciętym od świata miasteczku, w którym ktoś przeprowadza eksperymenty medyczne…
Do jakich jeszcze dzieł kultury popularnej porównałby Pan „Dzień wagarowicza”?
Próbowałem, czytelnik oceni, na ile skutecznie, całą książkę napakować różnymi odniesieniami. Tak więc pojawiają się postacie z „Wiosna panie sierżancie”, są ukłony do „Kanału”, Davida Cronenberga zwłaszcza „Wścieklizny” i „Dreszczy”. No i oczywiście „Odmienne stany świadomości”, bo z tego filmu pożyczyłem sobie motyw cofania się w rozwoju do wcześniejszych wcieleń. Dodajmy do tej wyliczanki „Piątek 13.”, bo slash to slash.
Przeczytajcie całość na natemat.pl: Horror w czasach głębokiego PRL-u. Po tej lekturze długo nie będziecie mogli zasnąć!