Luc Besson
W 2007 roku zimą czekałem na wywiad z Lukiem Bessonem pod jednym z warszawskich hoteli. Czas rozmowy wciąż nie był ustalony, ktoś się spóźnił, ktoś nie dojechał. W pokoju, w którym my, dziennikarze, czekaliśmy na rozmowę panowała z bliżej mi nieznanych powodów dość nerwowa atmosfera. Tyle pamiętam okoliczności. Potem był już tylko on – twórca jednego z moich ulubionych filmów, czyli „Nikity”. Ubrany niechlujnie w stary, sprany podkoszulek siedział na kanapie i czekał. Sprawiał wrażenie najmilszego człowieka pod słońcem. Na rozmowę mieliśmy może dziesięć minut. Szybkie pytania, odpowiedzi. Był miły, ale dało się wyczuć, że coś tego faceta gnębi. Wówczas miał dość kina, chciał rezygnować z reżyserii, ale tą rezygnację w głosie usłyszałem dobrze, dopiero spisując wywiad. W hotelowym pokoju nie było na to czasu, bowiem agentka Bessona co chwila otwierała drzwi, informując mnie, ile jeszcze mam czasu. Po jej bodaj czwartym wejściu Besson zaczął machać nerwowo rękoma i podniesionym głosem poprosił, żeby dała nam spokój. Wyszła, ale tylko na chwilę. Niebawem wróciła i kazał nam kończyć. Twórca „Leona zawodowca” uśmiechnął się przepraszająco i obiecał, że dokończymy rozmowę przy innej okazji. Słowa dotrzymał.
Czytaj więcej „Luc Besson”