
Asfaltowa dżungla
Jedna z moich ulubionych powieści noir. A przy okazji powieść matka dla miliona opowieści o ostatnich skokach.
„Doktorek” Riemenschneider właśnie wyszedł z więzienia. W gangsterskim światku ma on opinię łebskiego faceta od planowania. Nic więc dziwnego, że tuż po opuszczeniu murów więzienia „Doktorek” kieruje swoje kroki wprost do siedziby bukmachera Cobby’ego – pomniejszego gangstera, ale z dobrymi znajomościami. „Doktorek” będzie ich potrzebował, bowiem siedząc w celi, obmyślił skok życia, który zapewni mu spokojną emeryturę w Meksyku u boku pięknych, młodych dziewcząt. Potrzebuje tylko kilku ludzi do pomocy i pięćdziesiąt tysięcy dolarów.
Tak zaczyna się wydana oryginalnie w 1949 roku powieść „Asfaltowa dżungla” amerykańskiego klasyka czarnego kryminału W.R. Burnetta. Dziś historie o ostatnim skoku i planujących go gangsterach są stałym elementem popkultury i trudno zliczyć ilość filmów czy powieści kryminalnych bazujących na tym schemacie. Nie miałoby to jednak miejsca, gdyby nie przełomowa powieść Burnetta. Urodzony w 1899 roku w Springfield w stanie Ohio William Riley Burnett pisząc „Asfaltową dżunglę”, stworzył bowiem obowiązujący kanon czarnej opowieści złodziejskiej.

W „Asfaltowej dżungli” nie ma głównego bohatera. Burnett zamiast koncentrować się na jednostkach, snuje wielowątkową opowieść o drobnych przestępcach, którym marzy się lepsze życie, i gliniarzach, którzy próbują w asfaltowej dżungli, jaką są ulice anonimowego wielkiego miasta, zachować resztki człowieczeństwa. Mamy tu więc Dixa, osiłka i hazardzistę o mięśniach twardych jak stal i dobrym sercu, starzejącego się „Doktorka”, kasiarza Louisa, który próbuje pogodzić złodziejski fach z byciem ojcem, z drugiej strony barykady zaś nadinspektora Hardy’ego, który próbuje zachować pozory spokoju w mieście. Wszystkich bohaterów Burnetta łączy jedna cecha – każdy z nich to postać żyjąca niemożliwymi do spełnienia marzeniami o nowym, lepszym życiu.
Ówcześni krytycy wychwalali zdolność Burnetta do prowadzenia wielowątkowej intrygi, chwalono celne obserwacje społeczne i uznano jego powieść za jeden z najlepszych czarnych kryminałów w historii gatunku. Powieść zachwyciła także hollywoodzkich producentów, którzy szybko przenieśli ją na kinowy ekran. Filmowa „Asfaltowa dżungla” Johna Hustona z Sterlingiem Haydenem i młodziutką Marilyn Monroe była w 1950 roku nominowana do Oscara i do dziś uznawana jest za jeden z najlepszych filmów o współczesnej zbrodni w wielkim mieście i zarazem za jeden z najbardziej przygnębiających filmów gangsterskich.
To właśnie atmosfera fatalizmu i nieuniknionego końca, jaki czeka bohaterów, odróżnia prozę Burnetta od największych twórców czarnego kryminału, czyli Dashiella Hammetta i Raymonda Chandlera. Podczas kiedy oni opisując zbrodnię we współczesnych amerykańskich miastach, głównymi bohaterami uczynili jednak walczących ze złem twardych, cynicznych detektywów jak Sam Spade („Sokół maltański” Hammetta) czy Philip Marlowe (cykl powieści Chandlera), tak Burnett zupełnie zrezygnował z pozytywnych postaci. Karty jego książek zapełniali od początku przegrani życiowo drobne cwaniaczki, mordercy, złodzieje, gliniarze i alfonsi.
Zapewne nigdy nie udałoby się mu tak wnikliwie i przekonywująco opisać przestępczy półświatek, gdyby nie fakt, iż Burnett w wieku 28 lat zatrudnił się jako portier w tanim, podejrzanym hotelu w Chicago. Był rok 1927, a Al Capone i jego gang rządził Chicago. Podsłuchując rozmowy pomniejszych przestępców, przyjaźniąc się z bukmacherami i alfonsami, Burnett tworzył świat własnych powieści. Gdy dwa lata później ukazuje się jego debiutancki kryminał „Mały Cezar”, krytycy padają Burnettowi do stóp.

„Mały Cezar” oparty na zasłyszanych w hotelu opowieściach o karierze Ala Capone był powieścią, jakiej do tej pory nie było – mocną, poruszającą, a przede wszystkim opowiadającą o losach gangstera. „Mały Cezar” to bowiem historia przestępczej kariery Enrico „Rico” Bandello drobnego kanciarza, który pnąc się po szczeblach gangsterskiej drabiny, zostaje królem przestępczego świata. Na podstawie „Małego Cezara” powstał słynny gangsterski dramat Mervyna LeRoya z Edwardem G. Robinsonem wcielającym się w głównego bohatera. Dziś uznaje się, że wraz z premierą „Małego Cezara” (1931), rozpoczęła się era kina gangsterskiego, a film ten uznany został przez Amerykański Instytut Filmowy za jeden z dziesięciu najlepszych filmów o zorganizowanej przestępczości (numer 9) w historii.
Po kinowym sukcesie „Małego Cezara” kariera Williama Burnetta nabrała rozpędu. Zaproponowano mu napisanie scenariusza do innego głośnego dramatu gangsterskiego „Wróg publiczny”, a Hollywood kupuje prawa do ekranizacji jego powieści i opowiadań. Powstają takie arcydzieła jak „High Sierra”, rewelacyjny czarny kryminał z Humphreyem Bogartem w roli gangstera skazanego na zagładę, czy „The Beast of the City” pierwszy w historii kina (i literatury) kryminał opowiadający o policjantach, którzy załamani nieudolnością w egzekwowaniu prawa przez sądy zaczynają zabijać przestępców. Wraz z wydaniem „Asfaltowej dżungli” Burnett był u szczytu sławy.
W odróżnieniu od swoich wybitnych kolegów jak wspomniani Hammett i Chandler autor „Asfaltowej dżungli” nigdy się jednak w sławie nie zatracił. Nie został alkoholikiem, nie uzależnił się od narkotyków i nie obracał się w złym towarzystwie. Zamiast tego pracował dla branży filmowej (był nominowany do Oscara za scenariusze do „Wielkiej ucieczki” i „Wake Island”), pisał i żył w zgodzie z żoną poślubioną w 1943 roku. Pod koniec lat 60. zakończył pisarską karierę, twierdząc, iż „napisał wszystko, co miał do napisania”. Zmarł w 1982 roku. Miał 83 lata. Hołd pisarzowi oddali tacy wybitni reżyserzy jak Martin Scorsese, Jean Luc Godard, Clint Eastwood i Michael Cimino oraz młody wówczas pisarz James Ellroy. Wydana po raz pierwszy w Polsce z półwiecznym poślizgiem „Asfaltowa dżungla” zupełnie się nie zestarzała. Za to potwierdza znany na świecie fakt, że Burnett był jednym z największych piór czarnego kryminału.