„Lockdown” – inspiracje do książki
Nie wiem, czy kojarzycie film „Stan oblężenia”. Thriller Edwarda Zwicka miał premierę w 1998 roku i wywołał gigantyczny skandal pośród mniejszości arabskiej w Stanach. Poszło o krzywdzący obraz Araba-terrorysty. Choć Zwick bronił się jak mógł przed atakami, twierdząc, że jego film jest atakiem nie na muzułmanów, a na rząd USA, to w finale protesty muzułmańskie przełożyły się na wynik filmu w kinach. Kosztujący 70 milionów thriller zarobił w Stanach tylko 40 milionów. Odrobił się dopiero po zamachu na WTC.
W 2001 roku „Stan oblężenia” był najchętniej wypożyczanym filmem w USA. Dlaczego o tym wspominam? Z prostego powodu – otóż Zwick pokazał tam wiarygodny przebieg wprowadzenia w Nowym Jorku stanu wyjątkowego. Bo o tym jest ten film: opowiada, jak mógłby wyglądać stan wyjątkowy w chwili, gdy Nowy Jork staje się celem terrorystów.
Kiedy układałem w głowie „Lockdown”, film Zwicka do mnie wrócił niczym bumerang. Poza tym jestem maniakalnym fanboyem Denzela… I tak od „Stanu oblężenia” przechodzimy płynnie do „Człowieka w ogniu” – drugiej adaptacji powieści A.J. Quinnella zrobionej przez Tony Scotta z Denzelem w roli głównej.
Ależ ja lubię ten film. Prostotę jego historii. Emocje, jakie towarzyszą nam, gdy bohater szuka porwanej dziewczynki. I jego bezwzględność… Pisząc „Lockdown”, z rozpędu przeczytałem wszystkie powieści Quinnella z cyklu o Johnie Creasym i pewnie ich echa można w mojej książce usłyszeć…
Pisząc o matce, która zrobi wszystko, by uratować dziecko, sięgnąłem również po stare, dobre „Commando”. Bawiłem się jak świnka, ale ze scen, w których bohaterka rozwala armię, zrezygnowałem. (hihihi).
Na koniec jeszcze jedna inspiracja. Kto wie, czy nie najważniejsza. Płyta Arta Peppera „Art Pepper meets The Rhythm Section”. Grała mi cały czas. I będzie grała jeszcze długo.