Lubię myśleć o sobie w kategorii bardziej reżysera niż…
Z okazji premiery „Czarnego Stawu” w Gazecie Wrocławskiej ukazał się wywiad, w którym opowiadam o prawdziwych, jak i tych wymyślonych miejscach przeklętych. Zapraszam!
Polska tradycja horroru nie jest zbyt bogata. Jakich polskich pisarzy, tworzących w tym gatunku Pan czytuje? Bo o Stephena Kinga, z racji Pana dwóch książek jemu poświęconych nawet nie próbuję pytać…
Polska tradycja horroru jest bardzo bogata – począwszy od Mickiewicza i jego zombie-opowieści, której wszyscy uczymy się w liceum, przez Słowackiego i jego Balladynę, Prusa, Reymonta i Grabińskiego. Po prostu mam wrażenie, że często nadajemy horrorowi inne nazwy, żeby nikt nie pomyślał że wspomniane wcześniej „Dziady” to nie tylko martyrologia i mesjanizm, ale wręcz groza w czystej formie. I tak się to u nas toczy – powoli i zawsze tak, żeby nazwa horror nie padła wprost. A co czytam? Ostatnio wróciłem do Roberta McCammona i jego „Magicznych lat” – pięknego hołdu dla Raya Bradbury’ego i wielkiej powieści, w której dojrzewanie idzie ramię w ramię z horrorem. Do tego ostatnio ukazały się u nas powieści Richarda Mathesona i „Całopalenie” Roberta Marasco – klasyczna i wybitna opowieść o duchach
Czyli złota era polskiego horroru może być dopiero przed nami?
Pewnie tak. Po latach, kiedy wydawnictwa bały się wydawać horrory, a gatunek ten sprowadzono do niszy, powoli rynek książek otwiera się na horror. Sukces Artura Urbanowicza i jego „Inkuba” przeciera szlaki, za nim dreptał sobie Kuba Bielawski z fenomenalną „Ćmą” i kilku innych. Sam napisałem horror dla dorosłych, którego akcja toczy się tuż po śmierci Bieruta w 1956 roku. Ta książka ukaże się jeszcze w tym roku. Więc gdybym miał wróżyć z fusów, to powiedziałbym – tak, niebawem czeka na złota era horroru.
Przeczytajcie całość w Gazecie Wrocławskiej: „Czarny Staw” propozycją dla fanów Stranger Things! Nowa powieść Roberta Ziębińskiego. Wywiad z autorem